Alice przygotowywała w głowie zdania, które wytłumaczą ją przed szefową. Ale jak by się nie starała i tak brzmiały zbyt absurdalnie.
"Kiedy zemdlałam, po odkryciu próby sabotażu na moją sprawę, obudziłam się dopiero nad ranem... Nocy nie przespałam na chodniku. O, nie! Spałam sobie spokojnie na kanapie męskich swatek, a gdy tylko się obudziłam, pognałam do pracy."
Tak, wcale nie brzmi to jak wymówka zakrywająca zwykłe zaspanie... Alice westchnęła głeboko sięgając po portfel. Wyciągnęła z niego należne pieniądze i zapłaciła kierowcy, po czym energicznym ruchem otworzyła drzwi auta i ruszyła w stronę wejścia do wieżowca.
Wpadła do pierwszej windy, która zjechała na parter i nerwowo wcisnęła przycisk szesnastki, symbolizującej numer piętra, w którym mieściła się siedziba agencji. Po niecałej minucie, drzwi się rozsunęły, ukazując zabiegany świat Alice.
Pośród nowocześnie urządzonych stanowisk biurowych, energicznym krokiem przechadzały się pozostałe swatki. Wszystkie miały swoje własne misje, nad którymi ciężko pracowały. Zdobyć informacje o kliencie i obiekcie jego zainteresowań, a następnie dopilnować, by wszystko dobrze się ułożyło... Ta ostatnia rzecz nie zawsze się udawała.
Alice ruszyła w stronę gabinetu szefowej - mieścił się on na samym końcu. Po drodze minęła kilkanaście koleżanek. Koleżanek w teorii. W praktyce prezentowało się to jednak całkiem inaczej - w tej pracy nie było czasu na dobre kontakty z współpracownikami, a zawieraniu znajomości nie pomagał fakt, że Alice zdobyła sobie "sławę" najlepszej swatki. Nigdy specjalnie jej to nie przeszkadzało; w pracy spędzała mniej czasu niż poza nią, gdyż osobiście wolała wszystkiego dopilnować.
-Panno Rose, czyżby nie dotarła do pani moja wiadomość?-Obróciła się i stanęła naprzeciw przełożonej.
-Dotarła, chciałam jednak wytłumaczyć zaistniałą sytuację.-Alice jak zwykle, gdy z kimś rozmawiała, uniosła delikatnie podbródek.
-Dobrze znasz zasady. Już ostatnim razem przymknęłam oko na twoje wybryki.-Alice nagle grunt osypał się spod nóg. Wyciągnięcie tego argumentu przekreślało jakiekolwiek szanse na powrót do pracy. Nie pomaga fakt, że działała wtedy w imię miłości, która dla szefowej, była tylko grą na zarobienie pieniędzy. Hazardem.- Tym razem wyciągnę konsekwencję. W mojej agencji nie ma miejsca na nieposłuszeństwo, dostałaś już swoją szansę i zmarnowałaś ją. Wszelkie papiery zostaną dostarczone drogą listowną, a pieniądze za wykonaną misję są już przesłane na twoje konto. Chyba trafi pani do drzwi, panno Rose?
Poczuła wzbierający w niej żal. Od osiemnastego roku życia pracowała dla agencji, ograniczając całe swoje życie. Wszystko skupiało się wokół pracy, pracy, pracy... A teraz ma to wszystko stracić? Przez głupi wypadek? Wypadek przy pracy!
-Oczywiście, że trafię.-Mruknęła i nie zważając na triumfujące uśmiechy na twarzach niektórych dziewczyn, ruszyła do windy.
***
Po trzydziestu minutach, Alice zamknęła za sobą drzwi od domu. Straciła chęć na wszystko. Wiele osób jej nie rozumiało - swatanie ludzi wymarzoną pracą? Do osób tych zaliczał się także jej ojciec, właściciel wielkiej agencji adwokacyjnej. Gdy tylko Alice skończyła liceum, przewidział dla niej wspaniałą przyszlość prawniczą... Jakże zdziwił się, gdy oznajmiła, że wyjeżdża... A teraz będzie musiała wrócić. Znieść rozbawienie ojca i ukończyć wybrane przez niego studia.
Odwiesiła kurtkę na wieszak i powędrowała do kuchni. Wyciągnęła kieliszek i zrobiła sobie słabego drinka. Wypiła go na kanapie w salonie, oglądając kiepską komedię. A może to ona straciła swoje poczucie humoru? Nie miała ochoty się nad tym zastanawiać. Chwyciła pilota i wyłączyła telewizor. Poszła do kuchni i już miała nalać sobie kolejną porcyjkę alkoholu, gdy nagle usłyszała pukanie do drzwi.
Odstawiła kieliszek do zlewu i poszła otworzyć. Okazało się, że to jej sąsiadka - starsza pani Davis - przyniosła ciasto. Oznaczało to, że Alice ma zrobić herbatkę i chwilę sobie z nią porozmawiać. Może czyniło to z niej totalne indywiduum, ale uwielbiała te rozmowy.
-Dzień dobry, pani Davis. Proszę wejść.-Uśmiechnęła się promiennie, ale nie zbiło to z tropu emerytowanej nauczycielki. Gdy tylko Alice postawiła przed nią filiżankę z jej ulubioną, owocową herbatą, podjęła temat.
-Nie wyglądasz dzisiaj najlepiej...-Zaczęła i długo na odpowiedź czekać nie musiała. Alice to niezwykle otwarta dziewczyna, pomyślała, gdy ta opowiadała o wydarzeniach dzisiejszego i wczorajszego dnia.
-A teraz będę musiała wrócić do ojca... A co tam u pani?-Dodała, kończąc nieprzyjemne dla niej tematy. Uwielbiała słuchać opowiadań staruszki o wnukach i dorosłej córce oraz o zmarłym przed laty mężu. Tym razem także dostała ich sporą dawkę.
Po trwających godzinę pogaduszkach, pani Davis opuściła mieszkanie Alice. Dziewczyna ze szczerym smutkiem zamykała za nią drzwi - potrzebowała tej poprawy humoru, jak niczego innego.
Delikatnie oparła się o drzwi, spoglądając na długi korytarz. Nie mogła uwierzyć, że za niecały miesiąc - na tyle starczało jej funduszy - będzie musiała opuścić to miejsce. Mimo, że nie było to mieszkanie jej marzeń, bardzo je lubiła. Kupiła je za własne pieniądze i zbiegiem czasu dokładała do niego kolejne drobiazgi. Jeden pokój, kuchnia, łazienka - jej azyl w całym tym zabieganym rozgardiaszu.
Smętnie spuściła głowę. Jej wzrok zatrzymał się na leżącej na podłodze kartce. Biały papier niemal świecił na tle ciemnych paneli. Schyliła się i ją podniosła ją. Kiedy zorientowała się, że jest to wizytówka, którą dostała od bruneta, niemal się roześmiała. Całkiem zapomniała o jego propozycji, którą nagle zaczęła brać całkiem na poważnie - może jeszcze nie wszystko stracone? Udowodni ojcu, że umie o siebie zadbać.
Agencja randkowa "Crystal"
Twoje marzenia o miłości staną się prawdą.
Taki napis został wytłuszczony na samym środku. Pod nim, w lewym dolnym rogu, mniejszymi już literkami, zapisany został numer telefonu i adres. Alice zawiesiła wzrok na stojącym na szafce telefonie, ale po chwili zmieniła zdanie. Jeśli coś ma być zrobione dobrze, najlepiej wykonać to osobiście. Podjęła decyzję.
Weszła do łazienki i rozsunęła drzwi wbudowanej w ścianę szafy. Wyjęła z niej czarne rurki, białą bluzkę z ozdobnym dekoltem w półksiężyc oraz granatową elegancką marynarkę. Przed założeniem tego na siebie, wzięła prysznic, a następnie poprawiła makijaż. Włosy wysuszyła i splotła w warkocza. Do modnej torebki wrzuciła najpotrzebniejsze rzeczy. Wciągnęła na nogi botki na płaskiej podeszwie i wyszła z domu.
Miała prawo jazdy, ale nie było jej stać na samochód, więc skierowała się w stronę przystanku autobusowego. Po niecałych pięciu minutach siedziała już na jednym z siedzeń, nerwowo przebierając palcami. Jeszcze dzisiejszego ranka, skłonna była posłać bruneta i jego koleżków do diabła. Teraz jednak okazali się oni jej jedynym wybawieniem.
David siedział w gabinecie i pożądkował akta spraw; ktoś musiał się za to w końcu wziąć. Mimo, że agencja nie była duża, a ilość spraw na miesiąc nie przekraczała trzech, to przez ostatni rok zebrało się ponad trzydzieści teczek, z których około dwadzieścia było "przeterminowanych". Jednymi słowy niszczarka do papierów w końcu stanie się przydatna.
Schował do szuflady ostatnią z teczek i chwycił sporej grubości plik dokumentów. Wszedł do głównego pomieszczenia. Ominął ustawioną na środku ławę, koło której ustawiona została kanapa i dwa fotele, i podszedł do ustawionej w kącie maszyny. Z mozołem zniszczył papiery, po czym spoglądnął w stronę drzwi, które szeroko się otworzyły, wpuszczając do środka masę chłodnego powietrza.
-Oto randkowa agencja "Crystal". Twoje marzenia o miłości staną się prawdą!- Za Alice wszedł średniego wzrostu mężczyzna. Wydawał się dość zmieszany, w przeciwieństwie do dziewczyny, która szczęśliwa, niemal jaśniała.
-Wróciłaś, znowu miał rację.-Do pomieszczenia wszedł blondyn, szeroko się uśmiechając. Alice odnotowała w pamięci, że chłopak jest wesoły i szczery - pewnie można z nim poprowadzić ciekawe dyskusje.
-On zawsze ma rację... A przynajmniej zazwyczaj.- Odparł czarnooki wychodząc z pomieszczenia obok podestu. Alice dokładniej mu się przyjrzała - włosy miał równie ciemne co oczy, ale gdzieniegdzie poprzeplatane jaśniejszymi pasmami. Grzywka opadała mu robuzersko na lewe oko. Miał prosty nos i wąskie usta. Prawy policzek przecinała cienka blizna.
-Nie chciałabym przerywać, ale mamy klienta.-Alice pochyliła się konspiracyjnie w stronę chłopaków, wskazując głową na przybyłego mężczyznę. Blondyn podszedł do niego i podał mu rękę, za to David zdawał się nim bardziej nie przejmować. Usiadł w jednym z foteli, wyczekująco wpatrując się w stojącą naprzeciwko kanapę.
-Proszę usiąść...-Wyjąkała zbita z tropu Alice i poszła za chłopakami. Usiadła na sofie, pomiędzy blondynem a klientem.
-Peter Jonson.-Przedstawił się czarnooki.-A to Taylor Dare...-Wskazał blondyna, a potem bruneta.-... David Strike i...
-Alice Rose.-Podpowiedziała dziewczyna, zbyt rozentuzjazmowana, by przejmować się drobnymi niedociągnięciami.
Mężczyzna przeskakiwał spojrzeniem po każdej z przedstawionych osób. Doszedł do wniosku, że to Strike jest szefem (wszyscy zdawali się wykonywać jego nieme rozkazy) i to do niego wyciągnął przygotowaną wcześniej wizytówkę.
-Oscar Switch. Jestem...-David uciszył go machnięciem ręki.
-Jest pan malarzem.-Dokończył za niego, wywołując tym samym zdziwienie Alice i samego Switcha.
Nie potrzebował świstka papieru do wydedukowania tak prostej rzeczy. Na skraju rękawa koszuli, jaśniała niebieska plama. Dłonie miał suche - co świadczyło, że często je myje - a skórki zniszczone. Mimo perfum, wyczuć dało się też woń tempertyny.
-Mogę?-Spytała Alice, wskazując na wciąż wyciągniętą wizytówkę. Switch od razu ją jej podał.-"Oscar Switch. Pracownia malarska 'Niebo' ".-Przeczytała blondynka i z osłupieniem popatrzyła na Davida.
-Proszę coś nam o tej dziewczynie opowiedzieć.-Powiedział brunet, uśmiechając się pod nosem.
-Od dłuższego czasu podoba mi się Sarah Mili. Pracuje w sklepie pod moją pracownią. Nigdy z nią nie rozmawiałem, ale bardzo często się jej przyglądałem. Wiem, że bardzo ładnie maluje i lubi czytać... Raz chciałem zaprosić ją na kolację, ale gdy tylko podszedłem do kasy... Spanikowałem.
Alice już zamierzała powiedzieć, że źle zrobił, kiedy nagle David pokiwał głową i powiedział coś całkiem odwrotnego. I Switch, i dziewczyna byli mocmno tym zaskoczeni.
-Peter, dokończ z panem formalności.-David wstał i spojrzał na blondynkę. Wyjął z kieszeni kluczyki od samochodu.-Umiesz prowadzić?-Alice pokiwała twierdząco głową, a potem, w ostatnim momencie, złapała lecący w stronę jej twarzy kluczyk.-To chodź.
David chwycił wiszący na wieszaku płaszcz i ruszył do głównych drzwi. Alice niepewnie wodziła za nim spojrzeniem - czy ona ma mu robić za szofera? I to bez ani jednego "magicznego słowa"?
-Idź, on nie gryzie, tylko się tak wydaje.-Taylor uśmiechnął się szeroko, rozbawiony miną Alice. Dziewczyna spojrzała na niego i dopiero po chwili na jej twarz powrócił dawny uśmiech. Ten chłopak nadrabiał za pozostałych.
Alice wyszła z agencji. Rozglądnęła się dookoła i dopiero po chwili dojrzała Davida. Stał po drugiej stronie ulicy, koło granatowego dużego samochodu. Opierał się o drzwi od strony pasażera i najwyraźniej na nią czekał. Dziewczyna nie wiedziała, czy jego pewność siebie ją drażni, zadziwia, czy fascynuje. A może wszystko jednocześnie? Nacisnęła przycisk otwierający samochód, bez zbędnych słów wsiadła do środka i odpaliła silnik. David także wsiadł.
-Gdzie jedziemy?-Spytała, ustawiając lusterka. Nie da mu tej satysfakcji i nie zrobi scen buntu.
-Sklep pod pracownią Switcha. Adres masz na wizytówce.
David kątem oka przyglądał się, jak dziewczyna przetrząsa kieszenie w poszukiwaniu kartki. Kiedy w końcu ją znalazła, patrzyła na nią przez dłuższą chwilę, po czym wrzuciła ją do torebki. Ta z kolei, wylądowała na jego kolanach. Ze zdziwieniem spojrzał na Alice, ale nie zwracała na niego najmniejszej uwagi. Była zbyt zajęta uważnym zapinaniem pasów - oczywiście robiła to specjalnie i nawet się z tym faktem nie kryła. Gdy sprzączka złapała, dziewczyna wyprostowała się na siedzeniu.
-Nie mogę prowadzić i trzymać torebki jednocześnie.-Rzuciła, po czym włączyła kierunkowskaz.
Po pięciu minutach jazdy w całkowitej ciszy, Alice stwierdziła, że warto by coś powiedzieć. W końcu przez bliżej nieokreślony czas mają razem pracować.
-Dziękuję za propozycję współpracy...-Zaczęła, ale David jej przerwał.
-Nie masz za co dziękować. Okaże się, czy słusznie cię o nią poprosiłem. Stawiam jednak dwa warunki - nie kwestionujesz mojego planu i gdy cię o to poproszę, prowadzisz.
-Echmm, zgoda... A masz jakiś plan? Po co tam jedziemy?
-Za dużo gadasz... Dowiesz się na miejscu.-Brunet zwrócił twarz w stronę swojego okna. Był to jasny sygnał, że rozmowę uważa za zakończoną. Alice zmarszczyła brwi, zaskoczona swoim odkryciem. Była praktycznie pewna, że chłodne zachowanie bruneta to rodzaj obrony - budowanie muru wokół siebie, by nikt nie wkradł się do jego życia.
~~~~~~~~~~
Tak oto prezentuje się rozdział drugi. Mam nadzieję, że wkrótce opowiadanie będzie miało więcej czytelników, tymczasem rozdział chciałabym zadedykować Who Cares. Serdecznie dziękuję za komentarz pod ostatnim rozdziałem,
SooMin
Cześć! Zostałaś nominowana do Liebster Award, po szczegóły zapraszam na http://another-dramione.blogspot.com/.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
No, no, to mi się podoba ;D
OdpowiedzUsuńPierwsza w nocy, jutro sprawdzian, a ja nie mogę się powstrzymacżeby tego nie skomentować, jutro pewnie zapomniałabym wszystko co chcę napisać, a więc zaczynamy.
Po pierwsze: pomysł jest super. Taki miły, lekki, po prostu fajne czytadło, bez niepotrzebnego moralizowania i to mi się podoba!
Po drugie:Alice jest cudowna. Kiedy autor wyskakuje mi z kolejną Mary Sue, to mam ochotę wywalić komputer przez okno i pożegnać się z blogspotem raz na zawsze. Tutaj nie miałąm takiego problemu bo Twoja główna bohaterka jest nietypowa. Taka optymistyczna, energiczna i "niezłomna" (hihi,ale fajne słowo!), a ja nie spotykam tego często (choć może ma to związek z tematyką jaką wybieram ;P). No to sprzeciwianie się ojcu, o tym nie moge powiedzieć, że jest oryginalne, ale u Ciebie przypadło mi do gustu, to chyba przez ten Twój styl pisania :)
Scena z siąsiadką mnie urzekła, niby nic, ale jednak miły akcencik na urozmaicenie fabuły.
Ta szefowa to wredne babsko, ja na miejscu Alice z miejsca strzeliłabym w twarz, no ale...
Nowi koledzy z pracy, hm, najbardziej chyba podoba mi się David, ja lubię arogantów, taki fetysz, co zrobić? Ale z drugiej strony Taylor... No i Peter... Ale przeciez David... No i mam dylemat :/
Osz ty, musiałąś kończyć w takim momencie? Teraz będę tu umierać, bo CO ONI MOGĄ TAM ROBIĆ???? Dodawaj już ten nowy rozdział, pliss!
Pozdrawiam serdecznie i życzę weny!
http://commentarius-lily.blogspot.com/
Serdecznie dziękuję za komentarz... i to tak pozytywny :-)
UsuńDavid został stworzony do ogólnej równowagi, ale później też się przyda.
Na razie postacie Taylora i Petera są mało wykreowane, ale planuję zająć się nimi od czwartego lub trzeciego rozdziału :-)
Świetny, na prawdę świetny blog.
OdpowiedzUsuńJego wygląd jest nieziemski ! <3
Piszesz bardzo ciekawie i strasznie to wciąga.
Pomimo tego ze nie lubie dlugich opowiadań, to mnie wciągnęło i
przeczytałam do końca! :)
Gratuluję tak ładnego i ciekawego bloga,
Na pewno będę tu wpadać :)
www.panitruskaffeczka.blogspot.com
Schyliła się i ją podniosła ją... -musiałaś przeoczyć jedno "ją" i dodać drugie :D
OdpowiedzUsuńWow... zaczęłam od błędu, za co koszmarnie przepraszam :D sorki też za nieobecnośc, ale właśnie nadrabiam :D Rozdział mi się podobal i lece dalej