poniedziałek, 23 grudnia 2013

Święta 2013

Cóż, jutro już wigilia, a ja jeszcze życzeń Wam nie złożyłam. Czas to nadrobić.



Życzę Wam, aby te święta były wyjątkowe.
By wszystkie Wasze marzenia zostały spełnione.
Pod choinką góry udanych podarunków,
A w sylwestra ulubionych trunków.

Radości.
Miłości.
Spokoju.
Ciepła.
Niech w takiej atmosferze mija wam tegoroczna Wigilia.

Pozdrawiam,
SooMin

niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 6.


Nie było czasu na oryginalne kryjówki. Brakło go nawet na nieoryginalne kryjówki. David zrobił pierwszą rzecz, która wpadła mu do głowy - złapał Alice za rękę i przyciągnął ją do siebie, jednocześnie wyrywając jej klucze. Schował je do kieszeni akurat, gdy Switch otworzył drzwi.
- Niespodzianka! - Krzyknął, a potem udał pełne zdziwienie, gdy za malarzem do pomieszczenia weszła Sarah. Zabrał rękę, którą obejmował Alice i wyciągnął ją w stronę Oscara. - Jak się masz, bracie? Może przedstawisz nam znajomą?
- David, nie powinieneś być w Nowym Jorku? - Switch podjął grę, na szczęście szybko orientując się w sytuacji. - Nie spodziewałem się was.
- Mówiłam ci, żeby do niego najpierw zadzwonić... - Alice rzuciła w stronę bruneta porozumiewawcze spojrzenie, jednocześnie ciesząc się z okazji (nawet tej wyimaginowanej) do przekazania Davidowi "miałam rację, a ty nie". - Ale w tej rodzinie wszyscy faceci są tacy uparci, więc uważaj. - Mrugnęła w stronę zarumienionej Sarah, która wciąż stała koło drzwi.
- Sarah, to mój brat David i Alice... - Zaczął Oscar, ale Alice szybko się wtrąciła.
- Ich kochana kuzyneczka. - Powiedziała, wiedząc, że ostatnie czego potrzebuje dzisiejszego dnia, to wieczór udawania dziewczyny bruneta. Uśmiechnęła się do Sarah. - Chciałam zorganizować rodzinny wieczorek, dawno się z Davidem nie widzieliśmy, taki z niego pracoholik.
- Ale nie będziemy przeszkadzać. Najwyżej spotkamy się jutro. - David popchnął Alice w stronę drzwi, ale Sarah zastąpiła im drogę.
- Zostańcie, będzie miło. A poza tym szkoda, żebyście z mojego powodu przyjeżdżali tu na marne.
- Już cię lubię. - Alice roześmiała się, kiwając potakująco głową. David spojrzał na nią jak na wariatkę, nie widząc w obecnej sytuacji powodu do śmiechu. Ta jednak się tym nie przejmowała; zabrała od dziewczyny kurtkę, która po chwili wylądowała na rękach Oscara, i pociągnęła Sarah do salonu.
  - Przepraszam, myślałem, że będziecie później. - Powiedział David, gdy był pewny, że dziewczyny ich nie usłyszą.
- Nie było korków. - Odpowiedział Oscar, przeczesując dłonią włosy. - Tak jest nawet lepiej. Sam na sam, po jednym dniu znajomości, to mogłoby być dla niej za dużo. Dziwię się, że w ogóle się zgodziła.
- To był taki test. Zgodziła się, czyli pana lubi. - Odpowiedział David. - Panie Switch, niech pan do nich idzie, a ja dołożę jeszcze talerzy na stół... Przecież musi być wiarygodnie.
Oscar pokiwał głową, po czym szybko poszedł do salonu. Brunet westchnął głęboko, przeklinając ten cholerny dzień. Najpierw Kate, teraz to... Może być gorzej? Hmm, no tak, może. Trzy czwarte jego dopracowanego planu diabli wzięli. Sarah na pewno będzie ich po tym wieczorze kojarzyć, a to oznacza, że do prac w terenie pozostali tylko Peter i Taylor.
David dołożył dwa talerze i zestawy sztućców na stół, po czym dołączył do reszty. Cała trójka zawzięcie o czymś dyskutowała. Najbardziej zainteresowana tematem wydawała się Sarah, a najmniej Alice - co było dla Davida dużym zaskoczeniem. Nie skomentował tego jednak, a tylko chrząknął znacząco, zwracając uwagę pozostałych.
- Alice przygotowała jedzenie i chyba zaraz wystygnie. - Powiedział. Czym szybciej przejdą do konkretów, tym szybciej stąd wyjdą.
- To dobrze, umieram z głodu. - Sarah puściła oczko do Alice, po czym złapała za ręce i blondynkę, i Oscara. Przechodząc koło bruneta, Alice delikatnie wyrwała się z mocnego uścisku dłoni Sarah.
- Sama zabawiać towarzystwa nie będę. - Szepnęła do Davida. - Spotykasz się z rodziną po długiej nieobecności, więc się ciesz.
- Mając tak nieznośną kuzynkę cieszę się, gdy jestem zdala od domu. - Odparł. Nie dał jednak dziewczynie odpowiedzieć, bo popchnął ją w stronę kuchni, dając tym samym znak, że ma się zamknąć.

***

Alice i David wyszli z domu Switcha dopiero po dwudziestej. Bardzo fajnie się bawili, szczególnie Alice, dla której tego rodzaju wieczorki były wybawieniem od dni codziennych. David jak zwykle pruł na przód kilka kroków przed Alice, więc dotarł do samochodu jako pierwszy. Alice dopiero po chwili do niego doszła.
- To ja będę lecieć. - Powiedziała wskazując głową na przystanek autobusowy po drugiej stronie ulicy. Sięgnęła do torebki po kluczyki od auta i wyciągnęła je w stronę bruneta. Ten spojrzał na nią zdziwiony. Na to Alice szczerze się roześmiała. - Chyba nie sądziłeś, że będę ci robić za szofera po godzinach, nie?
Dziewczyna przestała się śmiać i spojrzała na poważniejszego niż zwykle Davida. W jednej chwili straciła dobry humor.
- Nie masz prawa jazdy? - Spytała. Musiała mieć zabójczą minę, bo David, mimo że się od tego powstrzymywał, uśmiechnął się radośnie.
- Co w tym dziwnego? Dużo osób nie umie prowadzić.
Alice miała ochotę odpowiedzieć coś o pójściu na piechotę do agencji, ale się powstrzymała. Była zmęczona - jedyne o czym marzyła to ciepła kąpiel i poduszka - nie miała ochoty na głupie sprzeczki. Szybko otworzyła samochód i do niego wsiadła. Odpaliła silnik i ruszyła, jeszcze zanim David zdążył zapiąć pasy; to już nie był jej problem.
Cała droga do agencji minęła im spokojnie w całkowitej ciszy. Tym razem nie ciążyła ona Alice - wręcz przeciwnie, była relaksująca. Dziewczyna zaparkowała na pierwszym wolnym miejscu, jakie udało jej się dojrzeć. Już chciała zgasić silnik i podać brunetowi kluczyki, gdy ten machnął dłonią w jej stronę.
- Jedź do domu. I postaraj się nie spóźnić, chłopakom jutro przyda się samochód. - Powiedział to i wysiadł, zatrzaskując za sobą drzwiczki. Alice uśmiechnęła się; czyli ten koleś ma serce.
- Dzięki. - Mruknęła sama do siebie, patrząc w lusterku na postać mężczyzny przechodzącego przez ulicę. Włączyła kierunkowskaz i zjechała z chodnika, odjeżdżając w stronę swojego mieszkania.

David kątem oka patrzył, jak samochód znika za zakrętem. Pożyczenie go, było jego sposobem na powiedzenie "dziękuję"... I po raz kolejny czyny okazały się prostrze niż słowa. Z tym, że od kiedy Alice wspomniała o Mike'u, David miał dziwne wrażenie, że czasem słowa też się przydają.
Wziął głęboki wdech i przeszedł obok wejścia do agencji. Popchnął kolejne za nimi drzwi, wchodząc do środka restauracji "Rubin". Mike właśnie czyścił blaty, odwrócony do niego tyłem. David podszedł do barku i usiadł na jednym z krzeseł.
- Co tu robisz? - Nagle po drugiej stronie znalazł się Mike. Odrzucił ścierkę na bok i oparł się na dłoniach o szafkę. Nie był zachwycony widokiem dawnego znajomego i nawet tego nie ukrywał.
- Wpadłem napić się kawy. To chyba kawiarnia, serwujesz tu takie napoje, nie?
- Kawiarnia ta otwarta jest od dwóch lat, a ciebie widzę tu po raz pierwszy. Może więc od razu powiesz mi po co przyszedłeś? Zaoszczędzimy sobie tylko czasu.
- Co masz do Alice? - David przeszedł do sedna sprawy. - Czemu rozmawialiście o Kate?
Mike zaśmiał się - cicho, krótko, z goryczą - obrzucając bruneta ironicznym spojrzeniem. Był zirytowany... A więc o to mu chodziło - Alice miała z nim dobre kontakty, mimo że brunet sobie tego nie życzył.
- Pozwól, że nie odpowiem na pierwsze pytanie, to raczej nie twoja sprawa. - Powiedział to tonem, który jednymi słowy, nie znosił sprzeciwu. - Rozmawialiśmy o Kate, bo Alice o nią spytała.
David pokiwał głową. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale się powstrzymał - rozmowa z tym facetem nie miała najmniejszego sensu. Brunet był zły, że tu przyszedł; nie tyle na Mike'a, co na siebie. Wstał i zapiął płaszcz.
- Trzymaj się od niej z daleka... - Powiedział, kiedy wychodził. Wystarczy, że z jego powodu ucierpiała Kate. Alice w nawet najmniejszym stopniu nie zasługiwała na taki sam ból. - ... draniu.

***

Alice stanęła przy drzwiach od mieszkania i z niepokojem spojrzała na wydobywające się przez szparę w drzwiach światło. Nie mogła sobie przypomnieć, czy ona go nie zgasiła, czy to ktoś inny zapalił je podczas jej nieobecności.
Zaryzykowała i nacisnęła klamkę. Otworzyła drzwi tak cicho jak się dało. Jeszcze ciszej je za sobą zamknęła. Teraz wyraźnie słyszała, że ktoś jest w kuchni. Chwyciła wazon i spokojnie, delikatnie stąpając po panelach, doszła do jej progu. Wychyliła się, by ocenić sytuację i niemal zamarła ze zdziwienia.
- Tato, co ty tu robisz? - Spytała, odstawiając na blat jej prowizoryczną broń do samoobrony.
- Alc, ciebie też miło widzieć. - Ojciec podszedł co córki i mocno ją przytulił. Alice zbyt zdziwiona, nie odwzajemniła "przytulaska". Widziała tatka po faz pierwszy od dwóch lat; nie miała pojęcia co ma robić. Ani co on tu robi.
Pan Rose odsunął córkę na długość ramienia i ze szczerą troską się jej przyglądnął. Alice poczuła się tak, jak przez wszystkie pozostałe lata swojego życia - niewiele warta.
- Wyglądasz strasznie. Masz ogromne worki pod oczami... I jesteś strasznie blada. Nie wspomin...
- Tato, chcesz coś do picia? Kawę, herbatę? - Przerwała mu Alice, nie mając ochoty dłużej tego słuchać. Wystarczy, że sama o tym wiedziała; nie musiał jej o tym mówić, jeszcze bardziej psując jej humor.
- Kochanie, jestem dojrzałym facetem po czterdziestce. Napijemy się wina. - Powiedział sięgając do postawionej pod szafkami torby podróżnej. Wyjął z niej pudełko średniej wielkości, opakowane w ozdobny papier. Wsadził jej je do rąk i wyszedł z kuchni. Alice usłyszała jak po chwili pod ciężarem jego ciała skrzypi kanapa, a telewizor włącza się z typowym dla siebie piskiem.
Sięgnęła do szafki po dwa kieliszki, rozpakowała butelkę drogiego wina i poszła za ojcem do salonu. Siedział na jej wiekowej kanapie, rozwalony na dwie trzecie miejsca, i oglądał jakieś wydarzenie sportowe. Alice miała okropne uczucie dèja vu - tak przecież było zawsze, gdy mieszkali jeszcze z mamą dziewczyny.
Alice podała ojcu kieliszek, ten jednak go nie przyjął. Wziął zamiast tego butelkę i ją rozkorkował. Dziewczyna ledwie uchyliła się przed potężnym uderzeniem korka, lecącego prosto na nią. Tyle na temat dojrzałego mężczyzny. Pan Rose jednak wcale się niczym nie przejmował - co więcej, nie był nawet świadom, że mógł zrobić córce krzywdę - zbyt zajęty był rozlewaniem trunku do kieliszków.
- To co, Alc? Za nasze zdrowie. - Powiedział i kilkoma łykami opróżnił połowę szkła. Nie marnował nawet czasu na porządne stuknięcie się kieliszkami. Alice zaczerpnęła ledwie łyka, po czym odstawiła na ławę szkło.
- To jak tam tato, co cię tu sprowadza? Nie żebym się nie cieszyła, w końcu dość długo się nie odzywałeś i...
- Żenię się. - Przerwał jej ojciec i spojrzał na nią wyczekująco.
Alice była bardzo zaskoczona - nie żeby było to coś niewiadomo jak niezwykłego, w końcu mimo swojej czterdziestki siódemki na karku, ojciec był przystojnym mężczyzną. Starzał się dumnie; siwe kosmyki były ledwie widoczne na tle złotych włosów, skóra twarzy pomarszczona była tylko w kącikach oczu i ust, a postura nie pozostawiała wielu zarzutów - mięśnie, które ojciec wyrabiał przez lata, teraz dodawały mu swojego rodzaju uroku. Nie wspominając już o błękitnych oczach - niemal takich samych jak jej - które miały wręcz hipnotyzujący wygląd.
Pogratulowała ojcu, ale sama nie wiedziała, czy robi to szczerze, czy dlatego, że tak wypada. Przez chwilę siedzieli w ciszy; ojciec nie raczył nawet podziękować. Nie żeby wyjątkowo zasmuciło to Alice, ale coraz częściej, w takich momentach, chciało jej się płakać. Z żalu, z ogarniającego ją uczucia niesprawiedliwości i odrzucenia.
- Kupiliśmy tutaj mieszkanie. Mnie i Ollie byłoby miło, gdybyś przyszła na nasze przyjęcie zaręczynowe. - Podjął ojciec. - Możesz przyjść też z osobą towarzyszącą.
- Nie mam nikogo, przyjdę sama. - Odparła Alice z przerażeniem stwierdzając, że przez chwilę w myślach zaświtało jej imię bruneta. Roześmiała się, wyobrażając sobie Davida na takim przyjęciu, nie wspominając już o tym, że miałby się na nim pojawić jako osoba jej towarzysząca... Tak, to zdecydowanie poprawia humor.
- Ale wciąż nie rozumiem co robisz tutaj. U mnie. W moim mieszkaniu. Nie wspominając już o tym, że się włamałeś i...
- Nie włamałem się, pożyczyłem klucze od tej miłej sraruszki spod dziewiątki... A co do... Widzisz, Alc, chwilowo jesteśmy z Ollie w trakcie przeprowadzki, a już sprzedałem swoje mieszkanie. To tylko na kilka nocy. - No tak, to wiele wyjaśnia, inaczej nawet nie postawiłby nogi w jej "nędznhm" domu.
- A czemu ta cała Ollie nie przyjmie cię u siebie? - Dopytywała Alice. Była to słaba, ale jedyna deska ratunku.
- Ustaliliśmy, że nie będziemy wkraczać na stałe na wzajemne terytoria. Stworzymy nasze własne, wspólne. W ten sposób nie będzie żadnego wywyższania się. - Ojciec powiedział to, a Alice zaczęła się zastanawiać, jak długo uda mu się żyć z zasadą "bez wywyższania się"... Więcej niż miesiąc czasu mu nie dawała.
- A kiedy planujecie zrobić to przyjęcie?
- Nie wiem jeszcze. - Tatko był wyraźnie zadowolony. Dopił wino do końca i nalał sobie kolejny kieliszek; Alice już było go szkoda, kac go wymęczy. Pan Rose upił kilka łyków i spojrzał na córkę. - Najpierw muszę się oświadczyć.

~~~~~~~~~~
Udało mi się napisać jeszcze przed świętami.
Co do ojca Alice, to nie jest on szczytem oryginalności. W tym rozdziale chciałam przedstawić kontakty Alice ze swoim rodzicem i pokazać, że jej wyprowadzka nie była wynikiem czystego, nastoletniego buntu, a chęci życia inaczej.
Serdecznie dziękuję za wszystkie komentarze, obserwatorów i głosy w ankiecie.
SooMin

piątek, 20 grudnia 2013

Rozdział 5.

Hejka, przepraszam, że tak późno, ale totalnie nie miałam czasu na pisanie.
Chciałam też powiedzieć, że starałam się coś zrobić z tymi akapitami, ale nie przyniosły moje działania żadnych efektów. Będę próbować dalej, ale nic nie obiecuję. Nie wiem też, czy kolejny rozdział pojawi się przed świętami, ale życzenia na pewno.
ZACHĘCAM TEŻ DO BRANIA UDZIAŁU W ANKIECIE.
~~~~~~~~~~


Alice siedziała przy barze w kawiarni "Rubin", na tym samym miejscu co poprzedniego wieczora. Powoli sączyła sok z wysokiej szklanki, stukając paznokciami o szklaną powierzchnię blatu. Nudziło jej się, bo nie miała z kim pogadać - Mike ze względu na wielu klientów, nie mógł poświęcić jej tyle czasu co wcześniej.
Ale ucieszył się na jej widok, co nieźle pochlebiało Alice. Po tym jak David dał jej wolne na resztę dnia - dając jej jasno do zrozumienia, że chce zostać sam na sam z rudą - dziewczyna nie zastanawiając się ani chwili, przyjechała właśnie tutaj... I nie żałowała.
Zastanawiało ją tylko, kim owa ruda jest, choć to wydawało się wręcz oczywiste - byłą Davida - oraz co takiego stało się, że z takim wyrzutem na niego patrzyła. Niemal z rozczarowaniem.
- Coś cię gnębi. - Stwierdził Mike, nagle pojawiając się przed Alice. Oparł się o dzielący ich blat i bacznie zaczął się jej przyglądać. - Masz gorszy wyraz oczu niż wczoraj. I nie mów mi, że to przez zmęczenie, nie dam się nabrać.
- Widzisz... To ciężko wyjaśnić. Po prostu nad czymś się zastanawiam i w żaden sposób nie znajduję logicznej odpowiedzi. - Alice przechyliła lekko głowę, by podkreślić swoje podejście do tej sprawy.
- Mógłbym pomóc? - Zaproponował Mike.
- Jestem pewna, że byś mógł, ale nie wiem, czy byś chciał. - Odparła Alice, bawiąc się słomką. Spojrzała z ukosa na chłopaka, sprawdzając jego reakcję. Za dobry znak uznała wyraz zaintrygowania malujący się w jego oczach.
- Spróbujmy.
- Więc... - Blondynka wzięła głeboki wdech. - Chodzi o Davida. A dokładnie o jego relacje z jedną taką... Ruda, wysoka, zielonooka; może kojarzysz?
- Kate. To na pewno ona. - Ton jego głosu brzmiał ostro. Zaskakujący kontrast w porównaniu do wcześniejszego miłego i spokojnego. - Co z nią?
- W sumie nie wiem... - Alice pochyliła się w stronę Mike'a tak, jakby nie chciała by ktokolwiek ją usłyszał. - Była jego dziewczyną?
- Nie. Czemu pytasz? - Alice na tą odpwiedź opadła miękko na oparcie siedzenia. Poczuła coraz większe zaciekawienie rudowłosą i jej podejściem wobec Davida. Oraz Davida wobec rudej.
- Bo jestem ciekawa. Skoro to nie jego była, to kto?
- Przyjaciółka. Ona, David i jeszcze jeden chłopak byli kiedyś paczką znajomych. Wszędzie chodzili razem, wszystko razem robili... Ale pewnego dnia zdarzył się przykry w skutkach wypadek. Nigdy później nie widziałem, żeby Kate i David ze sobą rozmawiali...
- To byłeś ty? Tym trzecim z paczki? -  Dopytywała się Alice.
- Nie, choć... - Mike przerwał, gdy do kawiarni weszli kolejny klienci. Kiwnął Alice głową i ruszył ich obsłużyć.
Alice uśmiechnęła się pod nosem, wyjęła z torebki drobne i zostawiła je koło kasy; Mike na pewno domyśli się, że to od niej. Ubrała wiszącą na oparciu krzesła kurtkę i wyszła z kawarni. Powoli ruszyła w stronę przystanku autobusowego, czerpiąc z przebywania na świeżym powietrzu jak najwięcej. Przechodząc obok agencji nie mogła się oprzeć i mimo że wszystkie światła były pogaszone, popchnęła drzwi. Ku jej rozczarowaniu, nie otworzyły się. Poszła więc dalej, zastanawiając się, czy Mike przypadkiem jej nie okłamał.

***

David i Peter jechali służbowym samochodem. Nie vanem - ten pojazd już dawno odstawili do garażu należącego do agencji - a drugim, osobowym Nissanem Micra. Oczywiście za kierownicą siedział Peter; David z powodu bliżej nieokreślonej zasady za kółkiem nie siadał.
Czarnooki, przyzwyczajony do małomówności Davida, pozwalał mu rozmyślać w całkowitej ciszy. Jemu samemu ona nie przeszkadzała, nie należał do osób rozmownych i towarzyskich. Wolał te chwile, gdy pędząc na swoim motorze, gwałtownie przyspieszał i gnał byle przed siebie. Jazda bez celu. Do nikąd można powiedzieć.
David z kolei nie lubił dzielić się swoimi myślami. Po co inni mają o nich wiedzieć? Gdyby miały one być ogólnodostępne, to Bóg inaczej by to ułożył... Dlatego brunet ograniczał swoje wypowiedzi do minimum, mimo że nie zawsze tak było. Miał dwadzieścia osiem lat, ale wszyscy mówili mu, że duchem już dawno przekroczył czterdziestkę. Nieraz śmiał się, przypominając sobie, jak zaledwie dziesięć lat temu było na odwrót - "zachowujesz się jak sześciolatek", mówili... Jednak tragedie zmieniają człowieka.
A ta konkretna powróciła do niego pełną parą, gdy w studiu Switcha natknął się na Kate Mished, dawną znajomą. Nie widział jej od lat, ale poznał ją od razu. Włosy miała ciemniejsze i o wiele krótsze, a cerę bladą, jakby dopiero wyszła z choroby, ale jedno pozostało niezmienne - szmaragdowe oczy, otoczine masą gęstych rzęs.
David wciąż nie mógł się nadziwić, jak fortunnie potoczyło się ich spotkanie. Brunet był pewny, że dziewczyna wciąż żywi do niego urazę, żal... Tymczasem to ona zaproponowała kawę. Dał wtedy Alice resztę dnia wolnego - co było dość głupim posunięciem; teraz sam musi wykonać jej zadanie - a potem poszedł z Kate do najbliższej kawiarni. Z przyjemnością stwierdził, że wszystko wyglądało jak za dawnych dobrych lat.
- Patrz, Alice na przystanku. - Powiedział Peter, włączając kierunkowskaz. Wjechał do zatoczki i krótko zatrąbił. Dziewczyna spojrzała w ich stronę, a gdy ich rozpoznała podeszła do samochodu. David nie zdążył zaprotestować, a potem nie pozostało mu już nic jak tylko uchylić okno i pozwolić czarnookiemu mówić.
- Wsiadasz? Jedziemy dokończyć dzisiejszy plan i... - Nawet nie dokończył, a Alice otworzyła tylne drzwi i wsiadła do środka. Odłożyła torebkę na bok i zapięła pas. David zamknął okno, ale nie był zachwycony.
- Wiesz, że masz wolne? - Spytał, jeszcze zanim Peter ponownie włączył się do ruchu.
- Już nie. - Odparła Alice. Po chwili się uśmiechnęła, sadowiąc się wygodniej na tyłach auta. - Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.
- Czemu miałby chcieć się ciebie pozbyć? - Peter rzucił jej pytające spojrzenie, odwracając się na chwilę. Dziewczyna zastanawiała się co odpowiedzieć; możliwe, że Peter i Taylor wiedzieli o rudej więcej niż ona. Ale możliwe też było, że nie wiedzieli nic, a Alice nie chciała, by to od niej się dowiedzieli. Postanowiła użyć swojego niezawodnego sposobu.
- Żeby uniknąć przesłuchania. - Krótka, wymijająca odpowiedź, uśmiech i nagła zmiana tematu. - A gdzie Taylor?
Przez resztę drogi prowadzili rozmowę o wszystkim i o niczym. Peter i Alice, David bowiem tylko im się przysłuchiwał, kręcąc tylko co chwilę głową - tak bawił go sposób, w jaki dziewczyna opowiadała nie tak śmieszne anegdotki ze swojego życia. Szczególnie spodobało mu się, jak przedrzeźniała swojego ojca.
Gdy tylko Peter zaparkował, David odpiął pas i wysiadł z pojazdu. Nie musiał czekać na którekolwiek z nich - Alice i Peter dobrze czuli się w swoim towarzystwie, nie był im do szczęścia potrzebny. Za to Switch go potrzebował.
Rozejrzał się po sklepie i dostrzegł malarza, czekającego w umówionym miejscu. Kiwnął delikatnie głową, co było sygnałem dla niego, że ma się ruszyć. Switch podszedł do kasy i ustawił się w kolejce, a David w tym czasie przemieścił się do swojego punktu obserwacyjnego, starając się jednocześnie nie śmiać na wspomnienie dziewczynki od gazetki. Tym razem uważał na magazyn, który bierze.
Skupił się jednak na Sarah. Od jej reakcji wiele zależało. Powiedziałby nawet, że wszystko. Na razie szło jak po maśle, ale ostatnia misja dała mu do myślenia bardziej niż wszystkie inne razem - nie zawsze wszystko musi iść tak, jak on sobie tego zażyczy.
W końcu Switch doszedł do kasy. Na jego widok Sarah uśmiechnęła się szeroko - zdecydowanie dobry znak - a kasując wybrane przez malarza produkty, cały czas z nim rozmawiała. Kiedy Oscar wyszedł ze sklepu, a Sarah za nim popatrzyła, brunet uśmiechnął się. Fazę trzecią czas zacząć, pomyślał.
Szybko doszedł do Alice i Petera, którzy czekali przy samochodzie razem ze Switchem. Przygotował się do kolejnego starcia z dziewczyną, której na pewno nie spodoba się to, co powie...
- Mam nadzieję, że umiesz gotować. - Powiedział, spoglądając na Alice. Tak jak się tego spodziewał, dziewczyna nie była zachwycona. Zdziwiona, zirytowana i lekko zaciekawiona.
- Słucham? - Spytała i skrzyżowała ręcę.
- Pan Switch musi wracać do pracy. Peter musi dokończyć swoją część zadania.  A skoro nie masz wolnego, to do czegoś możesz się przydać i ugotować kolację dla Oscara i Sarah. - Powiedział obojętnym tonem, wkładając ręce do kieszeni.
- Chyba oszalałeś. - Alice roześmiała się, ale po chwili już całkiem poważna popatrzyła na Switcha. Wskazała na niego palcem i z trudem wypowiedziała słowa, które zapewne usatysfakcjonują Davida.- A ja najwidoczniej bardziej... Ale oznajmiam wszem i wobec, że robię to tylko dla niego.
- Nikt nie pomyślał inaczej. - Oznajmił brunet. Przejął reklamówki z zakupami od malarza i zapakował je do bagażnika. Pożegnał się z Oscarem i Peterem, a potem wsiadł do samochodu. Oczywiście na miejscu pasażera.
Widział w lusterku, jak Switch idzie w kierunku swojej pracowni, a Alice z niedowierzaniem wpatruje się w czarnookiego. Coś do niego powiedziała, a ten niemal od razu jej odpowiedział. Dziewczyna zaczęła się śmiać, a David szczerze zażałował, że nie słyszy ich rozmowy. Szczególnie po tym, jak cichy zwykle Peter, także się roześmiał.
Prychnął zdenerwowany, pochylił się w bok i nacisnął klakson. Alice spojrzała w stronę samochodu, ale najwyraźniej postanowiła zignorować bruneta i dokończyć pogawędkę, bo odwróciła się tyłem do pojazdu. Tyłem do Davida. Na to chłopak jeszcze raz zatrąbił, tym razem bardziej natarczywie. I jeszcze raz, i jeszcze raz, aż w końcu drzwi od strony kierowcy się otworzyły. Wsiadła przez nie Alice. Mimo że się uśmiechała, David widział, że jest zirytowana - w końcu o to chyba chodziło.
- Zadowolony? - Spytała.
- Nawet bardzo. -Odparł, po czym mocniej chwycił torebkę, która zimpetem wylądowała na jego kolanach. Alice zapięła pas, po czym wyciągnęła rękę w jego stronę; podał jej kluczyk, który dziewczyna szybko przekręciła w stacyjce.
- Zapniesz łaskawie ten pas, żebym mogła ruszyć? - Ton blondynki był przesadnie słodki i spokojny. Dziewczyna na pewno się zdenerwowała, ale starała się tego po sobie nie pokazywać.
- Pomyślę. - Odpowiedział David, wpatrując się uparcie w coś za szybą. Wszystko, byle przedłużać tak długo, jak tylko się da.

***

David otworzył drzwi mieszkania Switcha.  I adres, i klucze, dał Oscar Peterowi, a ten z kolei przekazał je brunetowi. David spojrzał na zegar, przechodząc przeepokojem do kuchni. Została godzina do końca zmiany Sarah. To oznacza, że niecałe dwie godziny to czas, w którym muszą się wyrobić.
David postawił zakupy na blacie i spojrzał na Alice, która szła za nim. Przekaz był jasny - weź się do roboty. Po dwudziestominutowej jeździe samochodem, złe emocje zdążyły opaść i blondynka ponownie powróciła do swojego niezwykle pozytywnego nastawienia. Od razu zaczęła przeszukiwać reklamówki i szafki w poszukiwaniu produktów do zrobienia kolacji. W miarę normalnej.
David wyszedł z kuchni i poszedł do jadalni, gdzie zaczął przygotowywać stół. Alice natomiast powoli zajęła się gotowaniem... A w sumie smażeniem. Krewetki z patelni w połączeniu ze specjalną sałatką, polaną sosem. Dziewczyna nie była wyjątkowo uzdolniona pod względem kulinarnym, ale to danie wychodziło jej znakomicie. Do tego przetestowała je na samej sobie setki razy - wiedziała, że jest smaczne i syte. Długo się je jednak przygotowywało, ale to było jego jedynym minusem.

***

Minęła godzina i Alice z ulgą stwierdziła, że musi już tylko posprzątać. Wyłożyła jedzenie do salaterki i polała je sosem. Postawiła salaterkę na stole, pomiędzy dwoma zestawami naczyń. Niechętnie stwierdziła, że David odwalił kawał dobrej roboty, ale nia miała czasu dłużej zachwycać się udekorowaniem stołu. Wróciła do kuchni i zaczęła zmywać naczynia. Kiedy skończyła, wzięła się za wycieranie blatów.
- Ładnie pachnie. - Stwierdził David, wchodząc do pomieszczenia. Oparł się o ścianę i patrzył na dziewczynę, wciąż zajętą sprzątaniem.
  - Dzięki. - Odpowiedziała Alice, uśmiechając się; miło być docenionym. - Stół też niczego sobie. - Powiedziała i się roześmiała. Dziwnie to zabrzmiało.
- Dzięki. - Brunet zrobił krótką przerwę, po czym zaczął mówić. - O co chodziło ci dzisiaj w samochodzie, gdy Peter zapytał się, czemu miałbym cię unikać?
- Bo nie sądzę, żebyś chciał opowiedzieć mi o Kate.- Odpowiedziała Alice, zanim zdążyła ugryźć się w język. Kurde, już po niej.
- Skąd wiesz jak się nazywa? - David był zaskoczony. Nawet bardzo. Nie spodziewał się, że Alice może myśleć o Kate, a już tym bardziej wiedzieć jak ma ona na imię; nie da się ukryć, że zdenerwowało go to w równym stopniu, co zaintrygowało.
  Alice jednak nie odpowiadała. Postanowiła spróbować go zignorować, może uda się zakończyć ten temat, bez zbędnych dyskusji. Ten jeden jedyny raz, nie miała ani zamiaru, ani ochoty ciągnąć tematu. David jednak się nie poddał. Podszedł do blondynki, złapał ją za łokieć i obrócił w swoją stronę. Spojrzał jej w oczy i jeszcze raz spokojnie zapytał.
- Skąd znasz jej imię?
Alice poczuła, że się rumieni. Nic nie mogła na to poradzić - oczy bruneta były zbyt... hipnotyzujące. A do tego wpatrywały się w jej, zdość nieukrywanym zainteresowaniem.
- Eee... Ten, no... - Zaczęła się jąkać, próbując jakoś wymigać się od odpowiedzi. Wiedziała jednak, że w zaistniałej sytuacji nie będzie to łatwe.
- Alice, skąd znasz jej imię? Pytam po raz ostatni. - Dziewczynie zdawało się, że brunet przysunął się jeszcze bliżej. A może dopiero zdała sobie sprawę z tego jak blisko niej się znajduje?
- Od Mike'a. - Powiedziała w końcu, choć nie ukrywała, że wolałaby dalej tematu nie ciągnąć.
Brunet ją puścił i oparł się o przeciwległy blat. Przeczesał dłonią włosy i obrzucił ją zadziwiająco złowrogim spojrzeniem. Alice nie wiedziała co powinna powiedzieć lub zrobić, by go uspokoić, więc spokojnie wróciła do wycierania blatów.
- Kto pozwolił ci z nim rozmawiać? - Odezwał się w końcu David, nie ruszając się z miejsca. Teraz to Alice się zdenerwowała.
- Nie potrzebuję twojej zgody do zawierania znajomości. - Mruknęła, ale po chwili stwierdziła, że nie będzie się wściekać; uśmiechnęła się. Odstawiła ściereczkę na miejsce i odwróciła się do bruneta. Czas rozładować trochę napięcie. - No chyba, że jesteś zazdrosny. Nie byłabym zdziwiona, w końcu jestem świetną osobą.
Po powiedzeniu tego, wyszła z kuchni i powoli zaczęła się ubierać. Założyła buty, a gdy się odwróciła, zobaczyła bruneta wpatrującego się w nią z ironicznym uśmiechem, jednocześnie zakładającego płaszcz. Nie skomentował jej wypowiedzi, ale gdzieś w domyśle wisiała odpowiedź - na pewno nie.
Kiedy byli już gotowi do wyjścia, David pogasił wszystkie światła, a Alice czekała na niego przy drzwiach. Kiedy tylko pokazał się w przedpokoju, dziewczyna odwróciła się i wyciągnęła rękę z kluczami w stronę zamka. Nie zdążyła ich jednak do niego włożyć, gdy dało się słyszeć, że ktoś otwiera je z drugiej strony. Przekleństwo zamarło jej na ustach.

wtorek, 17 grudnia 2013

Rozdział 4.


Alice po omacku starała się odnaleźć wyłącznik budzika. Kupiła go zaledwie trzy dni wcześniej i jeszcze nie zapamiętała układu przycisków. Nacisnęła dwa złe, a irytujący alarm wciąż dzwonił. W końcu podniosła się i chwyciła urządzenie w ręce; obejrzała je dookoła i odnalazła dobry guzik. Nacisnęła go i ze szczerą przyjemnością wsłuchała się w ciszę, zmącaną tylko odgłosami z ulicy.
Chciała z powrotem przytulić głowę do poduszki, ale się powstrzymała. Nie musiała patrzeć na zegarek, aby znać godzinę; budzik ustawiony był na siódmą. Miała dokładnie godzinę do spotkania się z chłopakami w wyznaczonym miejscu... i ani minuty dłużej na leżakowanie.
Wstała i wzięła się za ścielenie łóżka. Poskładała pościel i schowała ją do pudła w kanapie. Miała ona już swoje lata i Alice musiała mocniej ją dociskać, aby sprężyny zaskoczyły. Zawsze pierwszą czynnością jaką wykonywała, było pościelenie łóżka - dzięki temu nie korciło jej, żeby się z powrotem do niego położyć - a potem szła do łazienki. Ot, taki poranny zwyczaj.
Po całej porannej toalecie, Alice robiła sobie kawę w swojej małej przytulnej kuchni. Włosy związała w francuskiego warkocza, nie miała makijażu, pomijając tusz do rzęs. Dzięki temu wyglądała młodziej. Wybrała dżinsowe rurki i kremową bluzkę z czarnym nadrukiem wieży Eiffla. W przeciwieństwie do poprzedniej pracy, w "Crystal" nie musiała chodzić elegancko ubrana, co wcale jej nie przeszkadzało.
Podniosła filiżankę do ust i zarzerpnęła spory łyk napoju. Ubóstwiała wprost kawę, a gdyby nie późniejsze wrażenie otępienia, piłaby ją godzinami. Siedząc sobie teraz przy stole, przypomniał jej się wczorajszy wieczór z Mikiem. W kawiarni spędziła o wiele więcej czasu niż zamierzała; było dawno po dwudziestej drugiej, gdy zbierała się do wyjścia. Mimo jej protestów - słabych z resztą - Mike odwiózł ją do domu swoim samochodem. Kiedy weszła do domu, ledwie miała siłę na prysznic i pościelenie łóżka... Ale nie żałowała, dawno się już tak dobrze nie bawiła.

***

David siedział wewnątrz vana. Było to jego centrum dowodzenia podczas każdej misji, które nawiasem mówiąc, bardzo mu odpowiadało. Do godziny "W" pozostało kilkanaście minut. On jednak zawsze zjawiał się szybciej, by wszystko przygotować.
Przenosił kable na tył samochodu, gdy usłyszał ciche pukanie. Zdziwiony otworzył drzwi i ujrzał Alice. Nie wiedział czemu, ale uśmiech na jej twarzy przywołał w nim wspomnienie wczorajszego wieczoru, kiedy to idąc do domu zobaczył przez szybę dziewczynę siedzącą na jednym z krzeseł przy barku. Rozmawiała z Mikiem, który się śmiał. Naprawdę śmiał!... Po raz pierwszy od dawna, widział go radosnego.
- Hej, jestem szybciej. - Alice nieśmiało pomachała dłonią, cały czas uśmiechnięta.
- Widzę.- Powiedział David, odwrócił się do niej tyłem, odszedł na sam bok wnętrza i dalej układał kable. Wolał, żeby nikt się o nie nie potknął.
- Mogę wejść? - Kątem oka zobaczył Alice, która wciąż stojąc na zewnątrz, pochyliła się i zaglądała do środka. Nie rozglądała się dookoła, tylko skupiała wzrok na nim. Nie był do tego przyzwyczajony.
- Nie wiem. - Powiedział wstając. Podszedł do jednego z dwóch obrotowych krzeseł ustawionych przed monitorami i na nim usiadł. Jak zwykle wyciągnął przed siebie nogi, które skrzyżował w kostkach, a ręce założył za głowę. Popatrzył na monitory, które pozostały jeszcze niewłączone.-Jak się dowiem to dam ci znać.
Usłyszał prychnięcie Alice i skrzypnięcie drzwi, gdy je za sobą zamykała. Po chwili blondynka siedziała już na krześle obok, wpatrując się w skomplikowaną kosolkę, pełną przeróżnych przycisków.
- A do czego to... - Zaczęła, wyciągając palec w stronę jednego z nich, ale David wszedł jej w słowo.
- Niczego nie dotykaj. - Brzmiał dość ostro.-Największe nieszczęście świata, to kobieta mieszająca się do elektroniki. Po prostu siedź sobie spokojnie i czekaj.
Alice zabrała palec i spojrzała na bruneta z nieukrywanym wyrzutem. Mimo wszystko był jej szefem - nie wiedziała na ile może sobie pozwolić - ale postanowiła zaryzykować.
- Największe nieszczęście świata, to facet po trzydziestce z wybujałym ego. Po prostu wrzuć czasem na luz i się uśmiechnij. - Jej głos brzmiał niezwykle dobitnie, wręcz przytłaczająco.
David obrócił się w jej stronę i spojrzał na nią zaskoczony. Alice myślała, że oczy wyjdą mu z orbit, ale starała się nie pokazywać po sobie, jak jest tym rozbawiona. Nagle brunet podniósł się z siedzenia, wstał i pochylił się nad dziewczyną. Dłonie oparł na podłokietnikach jej krzesła, a ręce wyprostował. W ten sposób mógł bez przeszkód patrzeć jej w oczy.
Alice była mocno speszona zaistniałą sytuacją, ale nie potrafiła odwrócić wzroku. Spoglądała na bruneta czekając na jakąkolwiek reakcję, włącznie ze słowami "jesteś zwolniona". Ten jednak przez dłuższą chwilę nie robił nic.
- Nigdy nie mów mi, co mam robić. - Powiedział w końcu, po czym się uśmiechnął. Delikatnie, krótko, niemal niezauważalnie... Ale nie dla Alice. Ona widziała to doskonale i była pewna, że nie byłaby bardziej zdziwiona, gdyby nagle zagdakał i zniósł jajo.
- Czy mógłbyś się odsunąć? - Wydukała w końcu i z trudem przełknęła ślinę. Był blisko. Bardzo blisko. A ona rumieniła się jak głupia.
David oderwał ręce od jej krzesła i z powrotem usiadł na swoim. Ponownie zaczął wpatrywać się w czarne ekrany, zupełnie jakby nic się nie stało. Tymczasem Alice była pewna, że łomotanie jej serca słyszeli wszyscy w zasięgu kilometra.

***

Wszystkie ekrany były włączone. Przedstawiały tą samą ulicę z różnych perspektyw. Na samym środku znajdowało się przybliżenie na tylne wejście małego sklepu.
Przyglądająca się temu Alice była pod ogromnym wrażeniem. Siedziała wraz z Davidem w vanie, zaledwie dwie przecznice dalej, i zaraz miała pomóc Oscarowi zrobić pierwszy krok... Oczywiście jeśli oprócz słuchawek, które pozwalały słyszeć jej rozmowy podłączonych do systemu osób i ich rozmówców, otrzyma także mikrofon. Jeden taki miał założony za ucho David, drugi natomiast leżał bezczynnie przed Alice, która dostała kategoryczny zakaz na dotykania go. Nie mogła nawet dostać dwufunkcyjnej słuchawki wkładanej do ucha - w takie wyposażeni byli chłopcy na zewnątrz, których sprzęt nie mógł rzucać się w oczy - bo "jeszcze by ją zepsuła".
- Patrz i ucz się. - Powiedział David, gdy zza rogu wyłoniła się postać Sarah. Dziewczyna weszła do uliczki z torbami pełnymi zakupów, szukając jednocześnie kluczy od tylnych drzwi jej miejsca pracy. Dzięki skrupulatnej pracy Petera, załoga "Crystal" znała nawet najmniejsze zwyczaje "obiektu", jak to nazwał dziewczynę David. W każdą sobotę, przed pracą, Sarah robiła zakupy w pobliskim hipermarkecie. Ceny tam były niższe, mimo, że jakość towaru już niekoniecznie - Sarah nie mogła sobie pozwolić na więcej - a napięty grafik dnia, nie pozostawiał jej innego wyboru, co do terminu zakupów.
Brunet włączył słuchawki i usiadł w swojej ulubionej pozycji. - Taylor, zaczynaj.
Alice obserwowała jak Taylor pojawił się na drugim końcu alejki. Biegł szybko, zupełnie jakby od tego zależało jego życie. Bez żadnej próby zwolnienia, wpadł prosto na Sarah, której z rąk wypadły wszystkie torby. Blondyn złapał ją delikatnie za ramię, wyjąkał przeprosiny i pobiegł dalej, nie obracając się za siebie.
Na jednym z ekranów wyraźnie było widać niezadowoloną twarz dziewczyny, która mruczała coś pod nosem. Mimo, że w pobliżu nie było chłopaków, dzięki którym można było ją usłyszeć, Alice była pewna, że były to przekleństwa.
- Panie Switch, pana kolej. - David ponownie wydał polecenie do słuchawki.
Na rogu ulicy pojawił się Oscar. Było widać, że jest spięty, ale w oczach Sarah mogło to być spowodowane niemal wszystkim - niekoniecznie tym, że właśnie zamierzał wprowadzić w życie plan, który prowadził do...
- Niech się pan uśmiechnie. - David powiedział to tak dobitnie, że wyrwał Alice z jej rozmyśleń.
Malarz wykonał polecenie i szybkim krokiem podszedł do Sarah, która zbierała z ulicy zawartość reklamówek. Plan był prosty - pomaga jej, a potem każdy idzie w swoją stronę, a on jeszcze tego samego dnia zjawia się w jej sklepie, aby sprawdzić, czy dziewczyna go rozpoznaje.
- Pomogę pani... - Oscar schylił się i zaczął zbierać artykuły do nierozerwanych toreb. Robił to z uśmiechem, ale było widać, że się denerwuje.
Kiedy skończyli, oboje się podnieśli i stanęli naprzeciwko siebie. Sasha sięgnęła do torebki i zaczęła ją przeszukiwać. Oscar uważnie się jej przyglądał.
- Dziękuję za pomoc. - W międzyczasie powiedziała dziewczyna. Wskazała palcem na drzwi tylne, szukając drugą ręką w kieszeni płaszcza. - Tutaj pracuję, wystarczy, że znajdę klucz i...
- Spokojnie, nie musi się pani tłumaczyć. Mam czas, chętnie pomogę. - Switch przerwał jej, po raz kolejny się uśmiechając.
- Nie mogę znaleźć tych kluczy... Pewnie zostawiłam je w domu. - Sarah odstawiła torby na ziemie i wyciągnęła ręce w stronę Oscara, przejmując od niego reklamówki. Dołaczyły do poprzednich, po czym dziewczyna przeczesała dłonią gęste włosy. - Koleżanka będzie dopiero za pół godziny, poczekam. Jeszcze raz bardzo dziękuję za pomoc.
- Nie ma sprawy. Do widzenia.
- Do widzenia.
Oscar odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wyjścia z uliczki. Odetchnął z ulgą i poprawił szalik przy szyi.
- I co? Zostawi ją tak z tymi torbami? - Zaoponowała Alice z niedowierzaniem wpatrując się w monitory. David nawet na nią nie spojrzał, ale nie zamierzała się poddawać. - Dziewczyna jest romantyczką... chyba. No a z tego co wiem, to odwrócenie się i zwykłe zwianie nie jest romantyczne. Niech jej pomoże.
- Co proponujesz? - Brunet wyłaczył mikrofon. Mimo, że wciąż nie spojrzał na dziewczynę, Alice miała świadomość, że ją słuchał.
- Na pewno nie może jej tak zostawić... Niech zaprosi ją do swojego studia, galerii, czy czego tam. Mówił, że to gdzieś niedaleko.
- Nie mamy tam kamer. - Odparł David, ale po kilku sekundach włączył słuchawkę. - Panie Switch, proszę zaprosić pannę Sarah do swojej pracowni.
Oscar powtórzył propozycję. Sarah chwilę się zastanawiała, po czym z wdzięcznością się zgodziła. Chłopak chwycił wszystkie torby i rozmawiając z Sarah, ruszyli w stronę ulicy głównej, gdzie mieściło się wejście do studia Switcha.
- Idziemy. - Oznajmił David, odkładając sprzęt na konsolę. Alice także odłożyła słuchawki, ale nie ruszyła się z miejsca.
- Gdzie? - Spytała, przyciągając spojrzenie bruneta.
- Nie gadaj tyle i się rusz. - Powiedział, złapał ją za ramię i niemal wyciągnął z samochodu.

***

David popchnął drzwi od galerii "Niebo", a potem przytrzymał je przed Alice. Dziewczyna poprawiła torebkę przewieszoną przez ramię i weszła do nowoczesnego pomieszczenia.
Białe ściany i podłoga zostały oświetlone przez zwisajace z sufitu lampy o limonkowych kloszach. Duże okna zasłaniały jasne zasłony, a gdzieniegdzie ustawione zostały doniczkowe rośliny. Stały zazwyczaj obok foteli obłożonych białą kapą. Obrazy wiszące na ścianach, miały własne podświetlenie i przyciągały wzrok swoją oryginalnością. Codzienne czynności w niezwykłych, fluoryzacyjych kolorach.
- Są. - David wskazał na otwarte na ościerz drzwi, prowadzące do pracowni Oscara. Podszedł tak blisko jak tylko się dało, jednocześnie udając, że ogląda obrazy. Tym razem Alice zrobiła to samo.
Przez kilka minut kręcili się po galerii, gdy w końcu Alice postanowiła odpuścić sobie przykrywkę. Oscar i Sarah byli tak zajęci rozmową, że nie zwracali na nich namniejszej uwagi.
- Daj spokój. - Powiedziała i popchnęła go w stronę wyjścia. - Niech sobie pogadają, są dorośli. Przecież po jednej rozmowie nic jeszcze się nie wydarzy...
Już prawie dopchnęła bruneta do drzwi, gdy nagle te się otworzyły i weszła przez nie wysoka, smukła kobieta o rudych krótkich włosach. Alice nie zwróciłaby na nią uwagi, gdyby nie to, że i ona, i David, gwałtownie się zatrzymali i na siebie patrzyli. Dziewczyna była pewna, że po raz pierwszy na twarzy bruneta gościły jakieś emocje.
- David. Ile to już lat? - Spytała ruda, patrząc chłopakowi w oczy.

~~~~~~~~~~
I oto rozdział czwarty.
Miał być wczoraj, ale nie zdążyłam przez naukę do sprawdzianu z francuskiego... No cóż, szkoła, nic nie da się poradzić. Mam nadzieję, że się wam podoba. Serdecznie dziękuję za wszystkie komentarze,
SooMin

piątek, 13 grudnia 2013

Rozdział 3.

Alice nie należała do osób, które lubią się narzucać, dlatego nie zaczynała nowego tematu... A straszliwie korciło ją od środka - chciała zobaczyć reakcję Davida, a może posłuchać też odpowiedzi... Wybawieniem okazało się radio, w którym właśnie puścili jej ulubioną piosenkę. Alice kochała muzykę za to, że zawsze pozwalalllla jej się zrelaksować
Odsunęła od siebie wszelkie myśli i po prostu zaczęła śpiewać. Początkowo cicho, ale gdy wokalistka doszła do refrenu, zapewne przechodzący właśnie przez przejście ludzie mogli ją bez problemu usłyszeć.
Ledwie przejechała przez skrzyżowanie, a David ściszył muzykę do minimum i pochylił się lekko w jej stronę.
-Skup się; to tutaj. Nie parkuj zbyt blisko.-Powiedział i z powrotem oparł się wygodnie na swoim fotelu.
Alice zaparkowała na pierwszym wolnym miejscu, jakie udało jej się znaleźć. Ledwie wyjęła kluczyki ze stacyjki, a Davida już nie było w samochodzie. Stał koło maski i ubierał płaszcz, całkowicie nie zwracając uwagi na dziewczynę. Patrzył za to w stronę niewielkiego sklepu, po drugiej stronie ulicy.
Kiedy Alice stanęła koło niego, wyczekująco wpatrując się w jego profil, ten po prostu ruszył przed siebie nie racząc jej ani jednym słowem. Popatrzyła za nim, niepewna, co takiego sprawia, że ten facet ma jeszcze przyjaciół. Kiedy popchnął drzwi od sklepu, Alice śmiało ruszyła przed siebie. Myśl o ojcu, powtarzała sobie co chwilę w duchu. Nie da mu tej satysfakcji, nie wróci z podkulonym ogonem do domu. Przywołała szeroki uśmiech na zaróżowioną od mrozu twarz, poprawiła torbę i poszła za Davidem.
Weszła do sklepu i oglądnęła się zdezorientowana. Po lewej stronie znajdowała się kasa i ciągnąca od niej kolejka. Za nią ustawione zostały poziomo trzy rzędy półek. Po prawej stronie znajdowała się "bramka" dla wchodzących... I ani śladu bruneta. Szybkim krokiem skierowała się w stronę głównej alejki między półkami. David stał przy pierwszym szeregu, poświęconemu magazynom.
-Teraz chyba możesz mi powiedzieć, co robimy?-Powiedziała stając koło niego. Przez niewielkie dziury między kolejnymi rzędami magazynów dla dzieci, widać było kasę. A dokładniej; kasjerkę.-Śledzimy ją?
-Nie.-David chwycił pierwszą z brzegu gazetkę i otworzył ją na chybił trafił. Udawał, że czyta coś, co go niezwykle zainteresowało.-Tylko ją chwilowo obserwujemy.-Dodał zerkając ponad bliżej nieokreśloną treścią. Alice postanowiła odpuścić sobie taką przykrywkę.
 -To ja tu się akcji w stylu Jamesa Bonda spodziewałam, a ty organizujesz zabawę w chowanego?-Alice zażartowała, nawet cicho się roześmiała, ale przestała pod naciskiem spojrzenia bruneta.
Po kilku minutach miała już gotowy profil personalny dziewczyny. Nie mogła się doczekać momentu, w którym podzieli się z brunetem spostrzeżeniami.
-Przepraszam panią.-Ktoś delikatnie pociągnął ją za tył marynarki. Obróciła się i ujrzała dziewczynkę, góra siedem lat, ubraną wyłącznie w różowe ciuszki.-Czy mogłaby mi pani pomóc?
-Co się stało?-Alice przykucnęła, uśmiechając się promiennie. Od zawsze lubiła dzieci, mimo, że często one nie lubiły jej; była zbyt wysoka i po prostu je onieśmielała.
-Może mi pani podać tą gazetkę?-Dziewczynka wskazała na najnowsze wydanie "Barbie". Alice się podniosła i podała jej ostatni egzemplarz; reszta pewnie została wykupiona... Co za idiota dał takie gazetki tak wysoko?, pomyślała blondynka, porównując wysokość stojaka z wysokością dziecka. Dobre piętnaście centymetrów różnicy.
Alice odwróciła się z powrotem w stronę półki i obserwowała kasjerkę, zapamiętując jak najwięcej szczegółów, które jej zdaniem mogły okazać się istotne. Nie minęło kilka sekund, a usłyszała płacz dziewczynki. Rzuciła jej zaniepokojone spojrzenie.
-Ktoś oderwał prezent.-Mała wskazała na puste miejsce przeznaczone na dodatek.
Alice nie zbyt wiedziała co zrobić, przecież nie wyczaruje nowej gazetki, ani prezentu. Popatrzyła na Davida, chcąc poprosić go o jakieś wsparcie, ale gdy tylko to zrobiła, na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Wyrwała mu z rąk magazyn i podała dziewczynce. Ta zobaczyła, że naszyjnik jest na swoim miejscu i uradowana przytuliła się do Alice, a następnie pomachała Davidowi. Ku zaskoczeniu dziewczyny, jego policzki były dziwnie zaczerwienione.
-Chodźmy już lepiej...-Mruknął, co tylko spowodowało, że Alice szerzej się uśmiechnęła.
Brunet żwawo ruszył przed siebie - Alice dogoniła go dopiero przy samochodzie, dziękując w myślach swojemu porannemu "widzimisię"; w szpilkach latanie za tym facetem na pewno byłoby trudniejsze.
-Nie pomyślałeś kiedyś, że można czasem na kogoś poczekać?-Spytała, po odpaleniu silnika.
-Gdybym na ciebie nie czekał, to do agencji wracałabyś na piechotę.-Rzucił, zapinając pas. Alice popatrzyła na niego spod przymrużonych powiek, po czym głośno się zaśmiała. David spojrzał na nią jak na wariatkę.
-Nie wydaje mi się.-Zaczęła, gdy udało jej się uspokoić.-Bo to ja miałam kluczyki!
Brunet też się uśmiechnął, uświadamiając sobie swoją gafę. Bystra dziewczyna, pomyślał spoglądając na nią. Po raz pierwszy dokładniej jej się przyglądnął.
Miała długie blond włosy - ni to proste, ni kręcone - z grzywką na ukos, którą spięła spinką za uchem. Niebieskie oczy były jego zdaniem odrobinę za wąskie, ale pasowały do wysokich kości policzkowych. Prosty nos i pełne usta zdecydowanie dodawały jej uroku... Nie wspominając o radosnym uśmiechu, który praktycznie cały czas gościł na jej twarzy. Dostrzegł dwa lekko krzywe zęby, może było ich więcej - nie nosiła aparatu. Zaczął się też zastanawiać ile Alice ma lat. Stawiałby na osiemnaście, ale styl ubierania wskazywał na to, że jest starsza... Niewiele, ale jednak - rok lub dwa.
-Co sądzisz o Sarah?-Zagadnął David, ponownie skupiając się na misji.
-Hmmm...-Alice przywołała w pamięci potrzebne jej obrazy.-Wykonuje swoją pracę szybko, ale dokładnie, a to świadczy o zaangażowaniu. Jest miła i pomocna, ale też łatwo się denerwuje...
-Podchodzisz do tego od złej strony.-Przerwał jej brunet.-Nie myśl o tym jak o jej charaktystyce. Zastanów się co może mieć wpływ na jej relacje z naszym klientem.Na przykład...-Przerwał na chwilę, by upewnić się, że Alice go słucha.-... nawiązuje kontakt wzrokowy, gdy informuje o należnej sumie pieniędzy; a to oznacza, że może kojarzyć Oscara, skoro ten często tam bywa. Na boku leżała jej torebka, a obok niej dwa romansidła, co oznacza, że najprawdopodobniej jest romantyczką... Nie wspominając o nawiązaniu do sztuki, o którym mówił nam Switch - Sarah pięknie rysuje. Jedynie jej ewentualny partner może okazać się przeszkodą.
-To na pewno.-Alice uśmiechnęła się na wspomnienie Ash i Brada. Zapewne jedyna sprawa agencji "Crystal", która została zaprzepaszczona i to przez jej wkład w związek tamtej dwójki.

***

Alice zaparkowała tuż przed wejściem do agencji. Wysiadła - o dziwo! - pierwsza. Kiedy David zatrzasnął za sobą drzwiczki, podszedł do niej i wyciągnął w jej stronę rękę. Alice popatrzyła na niego niepewna, co ma zrobić. Brunet dostrzegł jej zażenowanie.
-Kluczyki.-Wyjaśnił. W pierwszym odruchu dziewczyna popatrzyła na niego zaskoczona, ale po chwili zaczęła się śmiać. Podała mu kluczyki od auta, wściekle się rumieniąc. David pokręcił głową rozbawiony i wszedł do agencji. Tym razem jednak poczekał na dziewczynę, dżentelmeńsko przytrzymując przed nią drzwi.
-Switch wyszedł pół godziny temu, a Peter ma już wszystkie informacje.-Oznajmił Taylor, gdy tylko ujrzał szefa. Wskazał na podest, zasłonięty powieszoną na nowo zasłoną. Teatralnym gestem odsunął ją przed dziewczyną, a szybko zasłonił tuż przed nosem Davida.
Alice nie zwracała jednak uwagi na uszczypliwe komentarze Davida, które padały, gdy dostał się na podest. Usiadła koło Petera na dwuosobowej ławie i niemal oczarowana rozglądała się dookoła. Jedna jedyna lampa, dostarczała niewiele światła odciętemu od reszty agencji zakątkowi, tworząc niepowtarzalny urok. Dwie tablice zostały odstawione na bok, a zastąpiła je jedna większa, biała. Na przeciwko niej, na niewielkim stoliku, znajdował się rzutnik podłączony do laptopa, a po obu jego stronach dwie identyczne ławy bez oparcia.
Nagle za jej plecami pojawił się Taylor. Delikatnie poklepał ją po ramieniu i pokazał na sufit. Alice uniosła głowę i ujrzała zawieszone w powietrzu "planety". Nie była pewna na czym dokładnie wisiały - żyłce, nitce, czy drucie - ale efekt był niesamowity. Dziewczyna dostrzegła, że nie jest to odwzorowaniem Układu Słonecznego; planety były powieszone przypadkowo. Wszystkie oprócz jednej - Saturna z ogromnymi pierścieniami, wokół którego reszta ciał niebieskich zdawała się krążyć.
-To jego pomysł.-Oznajmił blondyn, wskazując głową na Davida, który majstrował coś przy kablach. Ściiszył przy tym głos, tak aby tamten ich nie usłyszał.
-To jest niesamowite.-Odparła Alice, także szeptem, z ociąganiem odwracając wzrok od tego cudu.
-Jest też specjalne oświetlenie, efekt jest wtedy tysiąc razy lepszy.-Dodał Taylor.-Ale to ci pokażę, jak sobie pójdzie.
-No dobra...-David wyprostował się i spojrzał na Petera. Ten wstał i podszedł do laptopa. Brunet usiadł na jego miejscu, krzyżując nogi w kostkach.-Teraz się skup, bo dwa razy tego nie puścimy.-Rzucił w stronę Alice.

***

Alice wyszła z agencji po kilku godzinach ciężkiej pracy nad sprawą Oscara i Sarah. Niejpierw oglądnęli długą i szczegółową prezentację o życiu uczuciowym dziewczyny, a następnie chłopaka. Zapisali wszelkie złe wspomnienia i sytuacje z nimi związane, których postarają się unikać... A potem ułożyli plan zeswatania ich. I plan awaryjny... i awaryjny plan planu awaryjnego.
Jednymi słowy Alice już dawno nie czuła tak wielkiego bólu głowy, spowodowanego natężonym myśleniem.
-Ciężki dzień?-Usłyszała głos za swoimi plecami. Odwróciła się i ujrzała stojącego koło wejścia do kawiarenki mężczyznę. W prawej dłoni trzymał ścierkę, a w drugiej telefon; Alice nie wiedziała, czy skończył, czy dopiero zamierzał przez niego rozmawiać. Jednak jedno było pewne - pracował w tej kawiarni, o czym świadczył przepasany w pasie fartuch z czerwonym napisem "Rubin".
-Nawet bardzo.-Odparła, zachowując jednak neutralny ton; w końcu nie znała tego faceta.
-David pewnie dał ci w kość, zawsze tak robił, robi i pewnie robić będzie.-Powiedział, zarzucając ścierkę na ramię.
-Znasz go?-Zapytała Alice.
-Tak, przyjaźniliśmy się, ale to stare dzieje.-W jego tonie dało się wyczuć gorycz, żal. Dziewczyna miała ogromną ochotę dowiedzieć się o co chodzi, ale uznała, że nie będzie wtrącać nosa w nie swoje sprawy.-Masz ochotę na kawę?-Zaproponował mężczyzna.
-Ogromną.-Alice z uśmiechem weszła do kawiarni. Było to niezwykle przyjemnie urządzone miejsce.
Podłoga wyłożona drewnianymi panelami, ściany w odcieniu beżowym, które rozjaśniały całość pomieszczenia i mnóstwo roślin, dzięki którym wszędzie wyczuć się dało zapach świeżości. Przy oszklonej ścianie stało pięć czteroosobowych stolików. Na przeciwko nich, w odległości, która dawała klientom pewność, że właściciel ich nie podsłuchuje, znajdował się barek. Nie na alkohole, ale oddzielający część dla klientów od "nibykuchni". Za barkiem znajdowały się bowiem blaty, kuchenka, lodówka i wszelki sprzęt kuchenny - dzięki temu klienci mogli zobaczyć jak przygotowywane są posiłki. Przy blacie barku, postawione zostały wysokie krzesła; na jednym z nich usiadła Alice, wieszając torebkę na prostokątnym oparciu.
-Mike.-Przedstawił się mężczyzna, stając po drugiej stronie blatu.
-Alice.-Dziewczyna podała mu rękę i uśmiechnęła się na widok pojedynczych ognistych pasemek w ciemnych włosach chłopaka.
-Jesteś wysoka.-Stwierdził nagle, jakby ta myśl nie dawała mu spokoju. Blondynka roześmiała się.
-Nie da się ukryć, ale z tego co zauważyłam, to mamy taki sam wzrost.-Odparła, przypominając sobie, że mogła mu spokojnie spojrzeć w oczy, gdy otwierał przed nią drzwi kawiarni.
-Fakt.-Mike także się uśmiechnął.-Na co masz ochotę?-Spytał.
-Zaskocz mnie.-Zaproponowała Alice. Do jej wad na pewno należało niezdecydowanie; godzinami mogła wymieniać jeden rodzaj kawy na drugi, bo nagle stwierdzała, że na ten ma większą ochotę.
Po kilku minutach Mike postawił przed nią filiżankę z napojem o przyjemnym, karmelowym zapachu. Unosząca się na nim śmietanka została ułożona w kształt serduszka.
-Na poprawę humoru.-Odparł, podnosząc swoją filiżankę jak do toastu.

~~~~~~~~~~
Na początek chciałam serdecznie podziękować za wszystkie komentarze. Cieszę się, że się wam podoba. Chciałabym też zaznaczyć, że Mike pojawi się na dłużej, ale nie zamierzam zrobić z tego typowego opowiadania o niezdecydowanej między dwoma chłopakami dziewczynie.
Następny rozdział pojawi się na początku następnego tygodnia.