poniedziałek, 9 grudnia 2013

Rozdział 1.

Na wstępie chcę ostrzec, że nie będzie to głębokie opowiadanie, zachęcające do przemyśleń. To zwykła, luźna historyjka. Pierwszy jej rozdział dedykuję moim przyjaciółkom, Nati i Adzie.
~~~~~~~~~~


-Najważniejsze byś był sobą. Nie denerwuj się, uśmiechaj, a gdy zobaczysz, że daję ci sygnał, po prostu powiedz jej co czujesz.- Alice starała się dodać otuchy i sobie, i Tournerowi. Położyła mu rękę na ramieniu i uśmiechnęła się ciepło.
Tourner odwzajemnił gest i szybkim, lekko nerwowym krokiem, ruszył w stronę restauracji. Alice patrzyła za nim aż do momentu, gdy zniknął za drzwiami, a potem powoli ruszyła jego śladem.
Brad Tourner zgłosił się do agencji miesiąc temu. Od samego początku było widać, że bardzo zależy mu na dziewczynie, z którą wstydził się choćby porozmawiać. Sprawa została przydzielona właśnie jej - Alice Rose - uchodzącej w agencji za jedną z najlepszych swatek. Dziewczyna od razu zabrała się do roboty, a teraz - po miesiącu ciężkiej pracy - spodziewała się zobaczyć zadowalające efekty.
Usiadła przy stoliku w kącie sali. Było to idealne miejsce - nie rzucała się nadto w oczy, za to Tourner widział ją doskonale. Na razie siedział sam; Ashley jeszcze nie przyszła. Alice sięgnęła po menu i zaczęła wertować strony.
Przy okazji starała się uspokoić. Mimo, że pracowała w agencji od ponad dwóch lat, przy każdej kolejnej sprawie była równie podekscytowana. Cieszyła się, że może przyczynić się do powstania prawdziwej miłości. Miłości, w której liczyła się nie tylko namiętność, czy pożądanie, ale zaufanie i przyjaźń.
Odstawiła kartę na bok i rozejrzała się po sali. Pierwszą rzeczą, która rzuciła jej się w oczy, było oświetlenie. Przyciemnione światła, ozdobne świeczki zapachowe przy każdym stoliku, stojące koło wazonów pełnych kwiatów. To już stwarzało minimalizm odpowiedniej atmosfery. Do tego restauracja nie była duża - dziesięć stolików, z czego każdy mógł pomieścić maksymalnie cztery osoby. Uznała, że Tourner wybrał świetne miejsce, na wyznanie swoich uczuć.
Niewielki dzwoneczek przy drzwiach zadzwonił i do sali weszła niewysoka brunetka. Alice rzuciła szybkie spojrzenie w stronę Brada. Uśmiechnęła się i pokazała uniesione ku górze kciuki. Przekaz był wystarczająco jasny. Tourner uśmiechnął się i wstał, by powitać Ashley. Kiedy odsunął dla niej krzesło, popatrzył na Alice. Przecząco pokiwała głową - jeszcze poczekaj.
Przez kolejną godzinę czekała na najlepszy moment, by dać Tournerowi sygnał. Zdecydowała się, gdy kelner podał im deser. Zamachała ręką, by zwrócić uwagę Brada, a gdy ten na nią spojrzał, wykonała znaczący gest dłonią. Chłopak rzucił jej niepewne spojrzenie, więc uśmiechnęła się szeroko i pokazała, że trzyma za niego kciuki.
Brad zwrócił twarz z powrotem ku Ashley, po raz ostatni powtarzajac w duchu zdania, które podsunęła mu Alice. Zaczerpnął sporego łyka szampana, po czym odstawił kieliszek i przykrył dłoń brunetki swoją. Dziewczyna podniosła na niego wzrok, całkowicie zaskoczona.
-Ash, chciałem ci to powiedzieć już pierwszego dnia kiedy cię ujrzałem. Mimo, że nie zwracałaś wtedy na mnie uwagi, a ja nie miałem na tyle odwagi, by wtedy do ciebie podejść... Jak widzisz, wiele się od tamtej pory zmieniło. Cenię sobie twoją przyjaźń, ale chciałbym czegoś więcej. Ashley, kocham cię.
Tourner spojrzał dziewczynie prosto w oczy, szukając w nich niemej odpowiedzi. Teraz nie widział już nic poza nimi - ani zastygłej w wyczekiwaniu Alice, ani klientów siedzących przy bliższych stolikach, ani chodzących pomiędzy nimi kelnerów. Kiedy gotów był już zrezygnowanie opaść na oparcie krzesła, Ash pochyliła się i delikatnie musnęła jego wargi swoimi.
Przyglądająca się temu Alice, radośnie klasnęła w dłonie, skupiając na sobie uwagę siedzącego obok mężczyzny. Przez chwilę wydawało jej się, że patrzy on na nią w gniewny sposób, ale odsunęła od siebie tą myśl, uznając ją za wytwór wyobraźni. Dla dobra sprawy szybko ostudziła swój entuzjazm i poprosiła kelnera o podanie wybranego wcześniej deseru.
Po około trzydziestu minutach Ashley i Brad zaczęli przygotowywać się do wyjścia. Tourner wykorzystał moment zakładania płaszczy do spoglądnięcia w stronę Alice. Kiwnięciem głowy podziękował jej za pomoc i się z nią pożegnał. Dziewczyna pomachała mu tylko, uśmiechając się sympatycznie. Potem patrzyła przez okno, jak obejmując brunetkę, oddala się w stronę centrum miasta.
Dokończyła ciasto i dopiła wino z kieliszka, po czym zapłaciła rachunek i wyszła z restauracji. Owiało ją rzeźkie wieczorne powietrze, rozwiewając jej długie złote włosy na wszystkie strony. Mimo, że wiosna zbliżała się wielkimi krokami, wciąż było chłodno i w miarę szybko się ściemniało. Alice poprawiła apaszkę pod szyją i ruszyła alejką.
Przeszła kilka przecznic, gdy przypomniała sobie, że powinna zdać raport ze sprawy. Wyciągnęła telefon i wybrała numer swojej kierowniczki. Jak zwykle przełożona odebrała po siedmiu, irytujących ją sygnałach.
-Misja zakończyła się powodzeniem. Pan Tou...-Zaczęła, gdy nagle mocny podmuch wiatru dmuchnął jej prostu w twarz. Ujrzała sporego vana zaparkowanego koło chodnika i się za nim skryła.- ...rner zaprosił pannę Devison na kolację, wyznał jej miłość, a dalej potoczyło się dobrze... Nowa misja? Oczywiście, że przyjmuję! ... Hmm, rzeczywiście kiepski przypa... -Alice oparła się o drzwiczki pojazdu, które gwałtownie się otworzyły. Z czystej ciekawości zajrzała do środka i niemal oniemiała z wrażenia.- Oddzwonię potem.- I nie zwarzając na protesty przełożonej, rozłączyła się.
Wnętrze vana przypominało wszystkie te pojazdy FBI do zadań specjalnych. Cała jedna strona samochodu składała się z kilku ekranów, przedstawiających teraz wnętrze restauracji "Rossella". Rozpoznała stolik, przy którym siedzieli Ash i Brad. Na kolejnym monitorze leciała powtórka nagrania z wyznania Tournera.
-O co w tym chodzi?- szepnęła do siebie, powoli się cofając. Postąpiła dwa niepewne kroki w tył i na kogoś wpadła. Odwróciła się gwałtownie i stanęła twarzą w twarz z chłopakiem o oczach czarnych jak smoła.
-Przepraszam, nie chciałam, drzwi same się otworzyły...- Chłopak nie odezwał się ani słowem, z poważnym wyrazem twarzy się jej przypatrując. Przez chwilę wydawało jej się, że ocenia ile ma wzrostu. Wszyscy, zwłaszcza mężczyźni, często to robili, gdy spotykali ją po raz pierwszy. Alice miała dobre sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, lubiła też nosić wysokie obcasy, co sprawiało, że na wiele osób patrzyła z góry... Tym jednak razem, raczej nie o to chodziło. Dziewczyna zaczęła się cofać.
-Stój.- Powiedział czarnooki, ale było już za późno. Alice potknęła się o stopień prowadzący do vana i wpadła do jego wnętrza. Mocno uderzyła głową o podłogę, momentalnie tracąc przytomność.

***

Alice otworzyła oczy i oparła się na łokciu rozglądając dookoła. Zegar wskazywał godzinę ósmą. Próbowała sobie przypomnieć gdzie jest i co się stało, gdy nagle ujrzała czarnookiego. Siedział przy biurku obok blondyna, wyglądającego na góra siedemnaście lat, i się jej przyglądał. Alice szybko poderwała się z kanapy, oskarżycielsko celując palcem w chłopaków.
-Natychmiast chcę się dowiedzieć gdzie jestem i dlaczego śledziliście Brada Tournera.- Blondyn wyprostował się na krześle i rzucił niepewne spojrzenie koledze. Po chwili czarnooki wstał i ruszył w stronę dziewczyny. Alice chcąc zachować dystans zaczęła się cofać.
-Stój.- Powiedział chłopak, a potem westchnął nerwowo, gdy blondynka potknęła się o ukryty za zasłoną podest i wpadła na niego, zrywając jednocześnie materiał z karniszu.
Podbiegł do niej i pomógł jej wstać. Dziewczyna zajęczała z bólu i złapała się za łokieć, który najwyraźniej oberwał najbardziej. Kolejne pełne niezadowolenia jęknięcie zamarło jej na ustach, gdy odwróciła się w stronę środka podestu. Tyłem do nich siedział brunet w garniturze. Przypatrywał się tablicy, na której wisiały zdjęcia Ashley, Brada, Alice i mężczyzny, którego wcześniej nie widziała. Następna pokryta była napisami:

Krok 1. Wykorzystać osoby dookoła. Krok 2. Zwrócić uwagę dziewczyny na Roberta. Krok 3. Pozbyć się Brada. Krok 4. Utrwalić kontakty Robert-Ashley. Krok 5. Finał.

Alice ze zdziwienia otworzyła szerzej oczy. Kolejne elementy układanki zaczęły do siebie pasować - nagrania, a także wieczór w restauracji. Skojarzyła twarz blondyna z kelnerem obsługującym stolik Brada i Ash, a mężczyzna, który siedział kilka kroków od niej nie musiał się odwracać, by powiązała go z gościem przy sąsiednim stoliku.
-Jesteście męskimi swatkami?- Wyjąkała, wiedząc w jak dziwnej sytuacji się znalazła.
-Nie, tak bym tego nie nazwał. My tylko pomagamy innym zakochać się w naszych klientach.- Odparł brunet wstając z krzesła. Podszedł do blondynki i stanął tak blisko niej, że ich twarze prawie się stykały.
Alice nie odsunęła się, zbyt zdezorientowana kolejnym odkryciem - był od niej wyższy. Patrząc przed siebie widziała koniec jego nosa. Bez szpilek pewnie wzrok zatrzymywałby się na idealnie ogolonym podbródku. Mimo wysokiego wzrostu nie był patyczkowaty i wątły - pod marynarką rysowały się dobrze wyrzeźbione mięśnie, a postura ciała przemawiała na korzyść jego posiadacza.
-Uważasz, że miłość to żart? Że możesz sprawić, by ktoś się w kimś zakochał?- Alice odzyskała głos i swój wojowniczy nastrój. Podniosła błekitne oczy ku górze i napotkała przepełnione obojętnością oczy piwne.
-Nie sprawiam, że ktoś nagle darzy zupełnie nowym uczuciem mojego klienta. Ja tylko wyciągam na wierzch ukrywane w głebi emocje.- Choć czasem, rzeczywiście dopiero je rozbudzam, dodał w myślach.
Trwającą dłuższą chwilę ciszę przerwał dźwięk sms-a, dobiegający z kieszeni spodni blondynki. Dziewczyna po niego sięgnęła i z wahaniem spojrzała na wyświetlacz; wiadomość wysłana została od jej szefowej.
-Nie krępuj się.- Powiedział brunet i stanął wraz z pozostałymi za jej plecami. Alice westchnęła oburzona i otworzyła wiadomość.
"Jesteś zwolniona."
Dziewczyna schowała telefon z powrotem do kieszeni i z rezygnacją zaczęła oglądać się w poszukiwaniu torebki. Nagle sprawa mężczyzn-swatek przestała ją interesować. Wróci do pracy i wytłumaczy całe zajście, odzyska ukochane zajęcie.
-A czy ty nie żartujesz sobie z miłości?- Brunet zastawił jej drogę, gdy chciała wyjść. Mimo, że nie miała ochoty ciągnąć tej dyskusji, przecząco pokiwała głową.
-Oczywiście, że nie.
-My też nie. My robimy nawet więcej niż ty. Pomagamy innym odkryć prawdziwe emocje.- Wyciągnął z kieszeni prostokątną kartkę.- Myślę, że przyda nam się w drużynie ktoś taki jak ty. Zastanów się.- Wcisnął jej do ręki wizytówkę i bez słowa odwrócił się, a potem odszedł.
Alice ze zdenerwowaniem fuknęła i popchnęła drzwi. Znalazła się na ulicy, którą szła poprzedniego wieczora. Zobaczyła nadjeżdżającą taksówkę. Chociaż z tym dopisuje mi szczęście, pomyślała.

-Czemu pozwoliłeś jej pójść?- Spytał Taylor przeczesując dłonią jasne włosy. Uśmiechnął się w typowy dla siebie sposób i wyczekująco spojrzał na Davida.
-Lepszym pytaniem zaszczyciłbyś go, gdybyś się zapytał po co w ogóle zaprosił ją do grupy.- Mruknął czarnooki, spoglądając na bruneta z iskrami rozbawienia w oczach. David zignorował to i odpowiedział na wygodniejsze pytanie.
-Wróci. A poza tym przyda nam się tu ktoś z takim entuzjazmem... Będę u siebie, sprzątnijcie po tym niewypale.- Rzucił na odchodnym, wskazując tablice. Po chwili drzwi od gabinetu zamknęły się za nim z cichym skrzypnięciem.
Oparł się o biurko i przypatrywał jak Taylor i Peter sciągają zdjęcia i skrzętnie chowają je do teczki sprawy. Umożliwiało mu to weneckie lustro, zastępujące jedną ze ścian. Od razu zanotował w pamięci, że musi naprawić zasłony - bez nich nie mogło się obejść jakiekolwiek zebranie agencji. Po pierwsze oddzielały one część dla klientów od części dla pracowników, a po drugie dodawały uroku ponuremu pomieszczeniu.

"Czy uważasz, że miłość to żart?"

Uśmiechął się pod nosem, mimo, że nie było mu do śmiechu. Już po raz drugi usłyszał to zdanie; pierwszy raz wiele lat temu. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej kulisty amulet zawieszony na złotym łańcuszku. Prezent od dobrej przyjaciółki.
Byłej przyjaciółki.

2 komentarze:

  1. Zapowiada się bardzo ciekawie! Interesująca tematyka i ładny styl :) Będę wpadać.
    [street-of-broken-dreams]
    [blake-hogwart]

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, od wrzesnia czytałam takiego zwykłego opowiadania o miłości. no dobra: zwykłe to trochę złe słowo, ale chodzi mi o to, że bez żadnych fantastycznych stworzeń, kosmitów itp.. :D
    Szybko się to wszystko dzieje... Ale to raczej dobrze, nie wlecze się nic i w ogóle podoba mi sie Alice (sama jestem wysoka) :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń